Całujemy się, dotykamy, rozpalamy
drzemiące w środku pożądanie... Gdy nagle nasza bliskość
zostaje brutalnie naruszona. Mike łapie się za głowę i zwija się
w kłębek, próbując złagodzić ból. Ja natomiast odskakuję na
bok. Wystraszyłam się, że to może ja mu coś zrobiłam. Staram
się uspokoić, jednak emocje wzięły nade mną górę. Czuję, że
cała drżę. Mój ukochany zaczyna krzyczeć. Łzy zaczynając
spływać po rozpalonych, od nadmiaru emocji, policzkach. Ze
wszystkich sił staram się myśleć racjonalnie, chcę mu pomóc,
jednak nie wiem jak.
Byłam w szoku. Przez chwile nie
wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Kiedy tylko wyszłam ze szpitala
i zobaczyłam Mike'a, jedyną myślą która mną kierowała to
właśnie on. Cieszyłam się, że znowu będziemy mogli się
nacieszyć sobą nawzajem, a w szczególności nie mogłam się
doczekać tego spaceru.
Powoli zaczynałam panikować, nic nie
działało, jedynie ten przerażający krzyk wydobywający się z
jego gardła, ucichł. Bałam się, że po raz kolejny zostaniemy
rozdzieleni. Byłam bliska załamania się, nie miałam już pomysłów
w jaki sposób mogę mu pomóc, gdy nagle Mike odzyskuje przytomność.
Cieszę się, jednak nie potrafię powstrzymać potoku łez
spływającego po moich policzkach. Chciałam się dowiedzieć co się
stało, jednak on zrywa się gwałtownie i zamierza odlecieć. Udaje
mi się go zatrzymać. Co nie oznacza, że dostałam wyjaśnienia.
Pyta mnie o okolicę Ciemności i odlatuje, jednak przed tym
zapewniając, że jak wróci to wszystko mi wyjaśni.
Zostałam sama. Całe to zdarzenie nie
mieściło mi się w głowie. Nie potrafiłam ogarnąć tego
wszystkiego. O co tu chodzi?! Co to w ogóle miało znaczyć?! Co mam
teraz zrobić? Zaufać mu i czekać aż wróci, czy jednak lecieć za
nim? Poczułam, że jestem bezsilna. Jedyne co do mnie docierało w
tym momencie, to to, że nie chcę się tak czuć i, że tego tak nie
zostawię.
To wszystko było takie dziwne, a
zarazem okropne. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi, nie mogę
tak tego zostawić. Wiem, że Mike nigdy by mnie nie okłamał, nie
mniej jednak może próbować coś przede mną zataić. Po co mu
cokolwiek wiedzieć o tej cholernej dzielnicy? Przecież tam grasują
anioły światła! Wydaje mi się, że bez solidnego powodu nie
zrobiłby mi czegoś takiego. Z pewnością to wszystko ma związek z
tą cholerną okolicą. Muszę się ruszyć, stojąc tu tak
bezczynnie, nic nie zdziałam. Ale co mam zrobić najpierw? Polecę
tam, postanowiłam. Jednak przed tym muszę kogoś poinformować o
cały zajściu.
Nie zastanawiając się nad niczym
więcej, poleciałam do Evy. Chciałam jak najszybciej ogarnąć
sytuację. A jeżeli Mike, chcą mnie bronić, wpadł w jakieś
tarapaty? Jeżeli grozi mu niebezpieczeństwo i to z mojego powodu?
Nie potrafiłam zapanować nad
nieprzyjemnymi myślami, które natarczywie napływały do mojej
głowy. Mimowolnie przyspieszyłam. Zaledwie w ułamku sekundy
doleciałam do domu Evy. W tym momencie byłam naprawdę wdzięczna,
za to jak obdarzyła mnie bogini. Wylądowałam i czym prędzej
zapukałam w potężne, drewniane drzwi.
Z niecierpliwością wyczekiwałam
jakiegoś odzewu, jednak na próżno. Spróbowałam, więc jeszcze
raz. Tym razem miałam nadzieję coś usłyszeć, jednak i tym razem
nie uzyskałam odpowiedzi.
-Eva, błagam! -wrzasnęłam.
Starałam się panować nad emocjami,
jednak głos załamał mi się w połowie.
Obiema pięściami zaczęłam walić w
drzwi. Po chwili zorientowałam się, że niepotrzebnie wprowadzam
zamieszanie. Najwidoczniej Evy nie było w domu. Byłam tak
zaaranżowana całą sprawą, że nie dostrzegłam, iż mam całe
zakrwawione ręce. Zignorowałam to i chcą się upewnić, że Evy
rzeczywiście nie ma w domu, weszłam do środka. Drzwi były
otwarte. Zaskoczyło mnie to.
-Eva? -przekraczając próg rzuciłam
pytanie do pustej przestrzeni.
Po raz kolejny nie otrzymałam żadnej
odpowiedzi. Szybko przeszłam wszystkie pokoje, jednak w żadnym z
nich jej nie znalazłam.
Zawiedziona opuściłam budynek.
Postanowiłam odnaleźć Amelię. Miałam nadzieję, że ona mi
pomoże. Ruszyłam więc w stronę szpitala. Po drodze nie spotkałam
żadnego anioła, kompletnie nikogo. Strasznie mnie to zaniepokoiło.
Co prawda było późne po południe, ale zazwyczaj o tej porze dało
się jeszcze kogoś spotkać. Natomiast w tym momencie, drogi
świeciły pustkami. Czułam narastający niepokój. Musiało się
stać coś złego, tylko dlaczego ja o niczym nie wiem? Dlaczego nikt
mnie o niczym nie powiadomił?
Poczułam się urażona, jednak nie
chciałam od razu z góry zakładać, że znowu coś się stało.
Starałam się uspokoić, na pewno na całą tą sytuację jest
jakieś logiczne wytłumaczenie. Oni coś kombinują i ja po prostu
miałam o tym nie wiedzieć.
Wylądowałam przed wejściem do
szpitala i czym prędzej weszłam do środka. W holu było pełno
aniołów, co wyjaśniało dlaczego nikogo nie spotkałam po drodze.
Przeciskając się między nimi, starałam się dostać do recepcji.
W końcu mi się to udało i na całe szczęście spotkałam tam
Amelię.
Gdy tylko rozpoznałam ją w tłumie,
od razu do niej podeszłam.
-Amelia! -szarpnęłam ją za ramie.
Kiedy zobaczyłam jej twarz, całą we
łzach, znieruchomiałam. Oczy miała całe czerwone od płaczu, a na
jej okrągłej buzi malował się smutek i żałoba.
-Amelia... -wyszeptałam na wpół
przytomna.
-Klara... -zaczęła zanosząc się
płaczem.- Ona odeszła... -wyszlochała.
Chwilowo nie docierało do mnie to co
przed chwilą usłyszałam. Poczułam jak ogarnia mnie smutek.
Uderzył we mnie ogrom złych emocji. Nawet nie wiem, w którym
momencie ciepłe łzy otuliły moje, czerwone od złości i
ogarniającej mnie irytacji, policzki. Amelia pociągnęła nosem i
przytuliła się do mnie. Odwzajemniłam uścisk.
-Agnes... -wyszeptała drżącym
głosem.- Cała się trzęsiesz.
Spojrzałam na dłonie splecione na jej
plecach, rzeczywiście, cała dygotałam, jednak nie byłam tego
świadoma. Nie byłam świadoma niczego, co się teraz ze mną
działo. Moje ciało żyło własnym życiem. Ja aktualnie nie mogłam
nic zrobić. Potrzebowałam chwili skupienia. Musiałam uspokoić
nerwy i oswoić się z sytuacją. Widziałam, że Klara odejdzie, nie
sądziłam jednak, że tak szybko.... Przecież niedawno z nią
rozmawiałam...
-Agnes, co się stało? -zapytała
Amelia schrypniętym od płaczu głosem.
-Chodzi o Mike. -zaczęłam
machinalnie.
Pokręciłam głową, próbując w ten
sposób jakoś powrócić do rzeczywistości.
-Coś jest nie tak. -powiedziałam w
końcu, już nieco bardziej przytomnie.- Byłam z nim nad jeziorem. W
pewnym momencie on stracił przytomność. Odchodziłam od zmysłów,
bo nie wiedziałam co się stało, gdy nagle on odzyskuje
przytomność. -zmarszczyłam czoło.- Zapytał mnie o dzielnicę
ciemności i bez żadnych wyjaśnień, odleciał w tamtym kierunku...
-Dzielnicę Ciemności?! -powtórzyła
Amelia z przerażeniem malującym się na jej twarzy.
Skinęłam głową.
-Po co on tam poleciał?! -zapytała
gwałtownie.
-Nie mam pojęcia! -westchnęłam na
znak całkowitej bezradności.- Po to właśnie do Ciebie
przyleciałam. Nie mam pojęcia co mam zrobić. Byłam u Evy, jednak
nie zastałam jej w domu. -wyjaśniłam.
-Jest z Crisem. -poinformowała mnie.-
Jednak to nie jest teraz najważniejsze. Agnes musimy jak najszybciej
tam lecieć! -wykrzyczała przerażona.
W jednej chwili zrozumiałam, że
sprawa jest o wiele poważniejsza, niż by się wydawało.
-Nie mamy czasu. Kto wie co go tam
spotka? Wiesz przecież, że kręci się tam banda Alexa...
-Banda Alexa?! -podchwyciłam
zaskoczona.
Skinęła głową z przerażającą
powagą, która tliła się w jej spojrzeniu.
-Lecimy. Teraz! -powiedziałam z
naciskiem.
Nie czekając na jej odpowiedź,
odwróciłam się i szybkim krokiem przemierzyła, już nieco mniej
zatłoczony, hol. Amelia dołączyła do mnie przed szpitalem. Razem
wzbiłyśmy się w powietrze i co sił w skrzydłach, ruszyłyśmy w
stronę tzw. Bezkresnej Ciemności, czyli inaczej mówiąc
dzielnicy Ciemności.
Tempo miałyśmy oszołamiająco
szybkie, nie miałyśmy zbytnio czasu na guzdranie się. Miejsce do
którego zmierzałyśmy, znajdowało się na drugim końcu miasta. Po
chwili Amelia znacznie zwolniła. Zrozumiałam, że zmęczenie nie
wyjdzie nam na korzyść, więc również postanowiłam zwolnić i
zrównać się z nią w locie.
Gdy w końcu doleciałyśmy już na
miejsce, zgodnie postanowiłyśmy zacząć nasze poszukiwania od
ulicy najciemniejszy zakamarek.
To właśnie tam najczęściej napotykało się strażników
światłości.
Powoli
zmierzałyśmy wąskimi uliczkami, w poszukiwaniu czegoś
podejrzanego. Starłam się wytężyć zmysły, jednak nic to nie
dawało, dookoła panowała piorunująca cisza, co kompletnie nie
pasowało do tego miejsca.
-Agnes.
-szepnęła nagle Amelia.
Odwróciłam
się do niej, a ona gestem ręki wskazała jedną z bocznych uliczek.
Zmarszczyłam czoło i z całych sił wytężyłam zmysły.
Po
krótkiej chwili zdołałam wychwycić niewyraźne dźwięki toczącej
się walki. Zareagowałam od razu. Bez namysłu rzuciłam się w
tamtą stronę. W momencie kiedy dotarłam do zakrętu, od razu
pożałowałam, że zadziałałam tak pochopnie.
Zdecydowanie
trafiłyśmy dobrze, ale co tu robiła Doriana? Dziewczyna ręce
przywiązane miała ponad głową, do jakiegoś zardzewiałego pręta.
Była nieprzytomna, przez co jej ciało bezwładnie zwisało ponad
ziemią. Ciuchy miała całe poszarpane, a jej twarz zdobiły
głębokie bruzdy. Na całym ciele miała siniaki i zadrapania, z
których sączyła się krew. Włosy poszarpane na wszystkie strony,
z czego niektóre pasma sklejone były posoką i przylegały do
zmasakrowanej twarzy. Cały ten obraz wstrząsnął mną dogłębnie.
Moje
spojrzenie z trudem przeniosłam na zmagającego się z jakimś
aniołem stróżem, Mike'a. W tym samym momencie dołączyła do mnie
Amelia. Jej wzrok od razu padł w stronę Doriany. Na jej twarzy
pojawiło się niedowierzanie. Poczułam nieprzyjemny uścisk w
żołądku, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
Z
powrotem wróciłam do walczących i dostrzegłam jeszcze Natanaela i
dwóch innych przeciwników, z czego jeden był nieprzytomny. Nasza
przewaga polegała jedynie na tym, że jak na razie jeszcze nikt nas
nie zauważył. Powinnyśmy to wykorzystać i czym prędzej
sprowadzić pomoc, jednak moje kończyny odmawiały posłuszeństwa.
Nie potrafiłam się ruszyć. Nie mogłam zostawić Mike samego,
musiałam coś zrobić i to jak najszybciej, nawet za najwyższą
cenę, jaką mogę zapłacić za moją głupotę i nierozważność.
W
pewnym momencie anioł, który jak do tej pory był nieprzytomny,
ocknął się i z furią rysującą się na jego twarzy, ruszył na
mojego ukochanego.
-Nie
pozwolę na to! -wrzasnęłam na całe gardło.
-Mike!
Uważaj! -huknął donośny głos Amelii.
Zaskoczyła
mnie. Najwidoczniej podzielała moje zdanie. Jednak nasza głupota
okazała się skrajna. Mike gwałtownie odwrócił się w naszą
stronę, co okazało się dla niego zgubne.
_______________________________________________________________
37!
I już się biorę za następny, który jeżeli nie dzisiaj, to pojawi się jutro!
Mam nadzieję, że nie zawiodłam, chociaż
wiem, że liczyliście na więcej akcji, nie mniej jednak tak jakoś wyszło :P
Taka wena, co poradzę :P
Z góry przepraszam za błędy i jeżeli jakieś wychwyciliście, to piszcie!
Plus sorry za przeciąganie! :*
UWIELBIAM WAS!
Categories:
Cóż akcji mało ale nie jest źle. Kto jak kto ale ty doskonale potrafisz opisać odczucia bohaterów przez co można się poczuć jakby brało się udział w tych wydarzeniach. Mam nadzieję, że kolejny rozdział zobaczymy z perspektywy Mike'a. Uwielbiam męską inteligencję lub jej brak. Jak bóg rozdawał atuty to ty stałaś w kolejce po talent do pisania. Ja chyba w kolejce po głupotę. Twoja wierna czytelniczka MrocznaJa która prowadzi opowiadania nie mogące dorównać Twojemu.
wladczyni-mocy. blogspot.com
Ojej <3
Zawsze jak tylko dodam rozdział, to jedyne na co czekam, to na komentarz od Ciebie! :)
Tak następny rozdział jest już z perspektywy Mike'a.
"Uwielbiam męską inteligencję lub jej brak", haha, zabiło mnie to, dokładnie! <3
Nie piszę nie wiadomo jak, nie mniej staram się i ogromnie się cieszę, że się sprawdzam i, że się podoba!
Poza tym nie stałaś po żadną głupotę, jesteś najwierniejszą, najbardziej oddaną i najmądrzejszą z fanek jakie mi się trafiły dotychczas!
Co do Twojego opowiadania, jest równie genialne co moje!
Nareszcie mam czas aby skomentować^^
Twoje opowiadanie przypadło mi do gustu. Podoba mi się to połączenie miłości z akcją. Jak na dobry romans przystało można doszukać się wielu romantycznych scen, jednocześnie nie padając przy tym z nudów.
Moimi ulubionymi postaciami są Klara i Amelia, i nie powiem, rozbiłaś mnie śmiercią tej pierwszej. Może chociaż pojawi się w jakimś śnie albo retrospekcji? Cóż, to już takie moje małe marzenie.
Rozdział podoba mi się, aczkolwiek strasznie namieszałaś z czasami. Wszystkie inne epizody czy to opisywane przez Mike'a czy Agnes pisane były w czasie przeszłym. Jeśli pojawiło by się jedno zdanie w teraźniejszym czy dwa, albo byłby to ''rozdział ekstra'' cały pisany w tym czasie, nie stanowiłoby to żadnego prablemu. Jednak jako iż wymieszałaś go z przeszłym, czytelnik może łatwo pogubić się w tekście. Nie wygląda to też najlepiej od strony stylistyki.
Chodzi Ci glownie o ten rozdzial tak?, rzeczywiscie mialam problemy z polaczeniem czasu tutaj i nie do konca wiem, jak mam to poprawic.. :(
Bardzo mi się podoba twój blog i podziwiam twoją kreatywność, ale zauważyłam, że od kilku już rozdziałów piszesz "Mike", a powinno być "Mike'a" Zacznij zwracać uwagę na odmianę tego imienia ;)
Dziękuję, oczywiście w miarę możliwości postaram się skorygować błędy :)