Poczułam jak żywioły opuszczają moje ciało. Powoli odzyskiwałam świadomość. Kątem oka zauważyłam, że Mike leży już na ziemi. Gdy wszyscy odzyskali już pełną kontrolę nad tym co robią, w tym również ja, poprosiłam jednego z aniołów, o przeniesienie Mike'a do mojego pokoju.
Podczas takiego rytuału wchodzą w nas duchy żywiołów, których jesteśmy strażnikami. Nie wszyscy biorą w tym udział, ze względów takich, iż nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć co się z nami będzie działo. Nie każdy jest na tyle silny, by walczyć z duchem i nie dać mu całkowicie zawładnąć swoim ciałem. Czasami jak anioł przegrywa z żywiołem i on zawładnie jego ciałem, dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, więc wybieramy tych najsilniejszych. We mnie wstępują żywioły wszystkich obecnych przy rytuale, z tego względu, że ja to prowadzę. To ja zwracam się z prośbą, o przyjęcie danej osoby, do bogini, w imieniu reszty. Czasami mam wrażenie, że nie dam rady i jestem pod wrażeniem, gdy jednak znajduję tę silę w sobie i doprowadzam wszystko do końca, a nie jest to łatwe. Jednak jako królowa, muszę walczyć, nie mam prawa się poddać.
-Agnes, mogę prosić Cię na chwilę? -z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Alex'a.
Zdziwiłam się na jego widok. Po naszej ostatniej kłótni...? Miałam wrażenie, że nie będzie miał ochoty ze mną rozmawiać. Starałam się zapanować nad ogarniającymi mnie emocjami.
-Jasne. -odpowiedziałam z przesadnym spokojem w głosie.
Odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu..Poczułam lekki niepokój. Czego on może chcieć?
Szliśmy w ciszy. W końcu dotarliśmy do jego mieszkania. Weszliśmy do środka, a on zamknął drzwi na klucz i odłożył go na stolik.
-Co ty wyprawiasz? -zapytałam z widocznym zdenerwowaniem w głosie.
Podszedł do mnie z poważną miną, cofnęłam się o krok. Co mu chodziło po głowie? Byłam przerażona.
-Chciałbym... -zaczął.- Może po prostu wytłumaczysz mi dlaczego? -popatrzył na mnie, wzrokiem przepełnionym bólem.
-Ale co dlaczego? -byłam zdezorientowana.
-Co on w sobie ma, czego mi brak?! -wrzasnął, w jego oczach zapłonęła furia.- Co ty w nim widzisz?!
-Ej spokojnie! -cofnęłam się jeszcze o krok.
-Nie rozumiem... -kontynuował, nie zważając na to co do niego powiedziałam.- Dobrze wiesz jakie uczucie do ciebie żywię! Cały czas się starałem! Odkąd się tu zjawiłaś! A ten... -próbował znaleźć jakieś określenie.- palant! -wrzasnął.- Wystarczyło, że wziął Cię na jakiś spacer! Udawał kogoś, kim nie jest... Nie mam pojęcia jak to zrobił... Ale Agnes...
-Zaraz... -przerwałam mu.- Skąd ty wiesz o spacerze? -zapytałam. Dopiero teraz dotarło do mnie to co powiedział.
-Jeszcze mi powiedz, że myślałaś, że tak to zostawię? -powiedział z sarkazmem.
Byłam w szoku. Spiorunowałam go wzrokiem, poczułam się oszukana, byłam wściekła. Uśmiechnął się.
-Gdybym był za ciebie pewny... Gdybyś bez opierania się zrozumiała, że jesteśmy sobie przeznaczeni, to byłoby inaczej. -stwierdził.
-Nie wierzę! -krzyknęłam.- Ja... Alex, jak mogłeś? Ja po prostu... -nie potrafiłam się wysłowić.- No po prostu nie wierzę w to, co mówisz!
Byłam zbulwersowana. Nie potrafiłam w to uwierzyć... Popatrzyłam na niego z odrazą, a on chwycił mnie za nadgarstki.
-Ty zaczęłaś! To ty pierwsza złamałaś warunek! -wrzasnął.- Ale czy ty w ogóle pamiętasz jaki on był?! -zapytał z bólem w głosie.- Nie?! To Ci przypomnę! Warunek był taki, że nigdy mnie nie zdradzisz! Nigdy! -powtórzył.- A co do cholery zrobiłaś?! I dlaczego?! Przecież zawsze dawałem Ci to czego chciałaś, a w zamian nie żądałem niczego, poza byciem z tobą! -byłam wstrząśnięta, z każdym słowem coraz bardziej.- To ja nie wierzę! -wrzasnął.- Jak mogłaś w przeciągu jednego... nie przepraszam, dwóch dni... -poprawił się.- Aż tak się zmienić! Sądziłem, miałem nadzieję... -sprecyzował.- Że z czasem w końcu to zrozumiesz, nie chciałem Cię zmuszać... Ale jak widać, trzeba było. -otworzyłam szeroko oczy z wrażenia.
-Co?! -krzyknęłam.
-Jeżeli w końcu to do ciebie nie dotrze... -zacisnął zęby.
-To co?! -zapytałam z odrazą.- No co?! -ogarnęła mnie dzika furia.- No wyduś to w końcu z siebie! No dalej! - w jednej chwili poczułam się żałośnie.
Byłam niewyobrażalnie wściekła. Poczułam wstręt, okropny wstręt, nie chciało mi się już dłużej na niego patrzeć.
-Proszę Cię... -spuścił wzrok.- Nie zmuszaj mnie żebym to zrobił. -uprzedził z spokojem. Zaśmiałam się krótko.
Na mnie to nie działało. Przegiął. W żaden sposób nie mógł cofnąć tego co zrobił. W żaden sposób już tego nie naprawi. Nienawidziłam go.
-Co ty sobie myślisz? -zapytałam.- Tak owszem, jestem Ci dozgonnie wdzięczna. -starałam się opanować emocje.- Ale jak sam powiedziałeś! Umowa była taka, że Cię nie zdradzę, ale nie obiecywałam Ci, że z tobą będę! Może i bym się do ciebie przekonała... Gdybyś nie był takim natrętem! Zrozum to wreszcie! My do siebie nie pasujemy! -powiedziała, dając nacisk na każde wypowiedziane słowo.- Nigdy nie pasowaliśmy i pasować nie będziemy! Nigdy nie miałam szansy się w tobie zakochać! Przez to, że zawsze byłeś zaślepiony żądzą. Uwielbiasz, jak wszystko idzie po twojej myśli. Nigdy jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby coś było inaczej, niż ty tego chciałeś! -zaśmiałam się krótko.- Ale wiesz co? -zapytałam.- Nie tym razem! Gdyby naprawdę Ci na mnie zależało... -słowa same ze mnie wychodziły.- A nie na władzy i kontroli, to wszystko wyglądałoby inaczej. Co ty sobie w ogóle myślisz grożąc mi?! -zapytałam.- Tym pokazujesz mi jak Ci na mnie zależy?! W żaden sposób... -teraz mówiłam już trochę spokojniej.- W żaden sposób. -powtórzyłam.- Jeszcze nie okazałeś mi jak Ci zależy. Ty w ogóle nie znasz pojęcia co znaczy słowo „miłość”... Ty nie wiesz co to są uczucia, bo w ogóle ich nie masz. -powiedziałam dobitnie.- Na uczucie trzeba sobie zapracować, jego nie zdobywa się od tak. Takiego uczucia nie da się zdobyć z dnia na dzień. A już na pewno nie poprzez groźby! -wrzasnęłam.- Ty w ogóle nie masz bladego pojęcia o byciu z kimś! Ty jesteś... -zabrakło mi już słów, byłam za bardzo wkurzona. Nie miałam ochoty dalej prowadzić tej bezsensownej kłótni.- Nie ważne. -powiedziałam.- Po prostu daj mi święty spokój! Ewentualnie jak aż tak Ci zależy... okaż to! Chociaż nie wiem czy Cię na to stać. -powiedziałam z sarkazmem.
Nic nie odpowiedział. Stał wyprostowany ze wzrokiem wbitym w podłogę. Jakby to ona była teraz ważniejsza! Złość nadal we mnie była. Nie miałam ochoty już dłużej na niego patrzeć. Po tym co dzisiaj zrobił... Miałam go serdecznie dość! Przegiął i to bardzo! Był zadufanym w sobie dupkiem i tyle.
-Przepraszam. -powiedział w momencie, kiedy zbierałam się do wyjścia.
Zatrzymałam się, jednak nie odpowiedziałam. Jedno, głupie, nic nie znaczące przepraszam, nie zadziała. Nie naprawi tego co zrobił. Złość nadal we mnie buzowała.
-Przepraszam. -powtórzył i spojrzał mi w oczy.- Nie chciałem być takim dupkiem. Co do niektórych rzeczy masz rację... Na prawdę, wszystko co robiłem, robiłem z myślą o tobie. Chciałem żebyś miała wszystko, starałem się... -powoli się uspokajałam.- Masz rację, czasami patrzę tylko na siebie... Ale... -uniosłam pytająco brwi.- Jednej rzeczy w tym wszystkim nadal nie potrafię zrozumieć. -parsknęłam, nie zwrócił na to uwagi.- Mówisz o uczuciach... -gniew znowu we mnie wzbierał.- To powiedz mi jak to możliwe, że zakochałaś się w nim z dnia na dzień, skoro na uczucie trzeba sobie zapracować? -zapytał.
Nie wytrzymałam. Nie miałam już siły na wysłuchiwanie tego. Ominęłam go i ruszyłam w stronę drzwi. Wzięłam klucz ze stolika, a on nagle złapał mnie za nadgarstek.
-Puszczaj mnie, do cholery! -wrzasnęłam.- Puść mnie! -powtórzyłam, ale on nic sobie z tego nie robił.- Co ty odwalasz?! P-u-ś-ć mnie! -zaczęłam się szarpać.- Nie mam ochoty na dalszą rozmowę z tobą! -uświadomiłam mu. Trochę poluzował swój żelazny uchwyt.
-Doczekam się odpowiedzi na swoje pytanie? -zapytał starając się opanować emocje. Zaśmiałam się kpiąco.
-Czy ty nie rozumiesz co ja do ciebie mówię?! -zapytałam.- Puszczaj mnie!
-Nie. -odpowiedział spokojnie.
-Nie?! -zaśmiałam się krótko.- Nie mam czasu na twoje gierki! Po prostu mnie puść i daj mi święty spokój! -nic nie odpowiedział, po prostu gapił się na mnie, tak jakby nie rozumiał co do niego mówię.- Odwal się w końcu ode mnie! -byłam zbulwersowana.
Jego spojrzenie było przepełnione bólem, a wyraz jego twarzy mówił, że jest poirytowany. Odwrócił na chwilę wzrok, wykorzystałam to. Szarpnęłam ręką z całych sił. Gdy już się mu wyrwałam, kopnęłam go w brzuch i pobiegłam w stronę drzwi. Oszołomiony tym co właśnie zrobiłam, chwycił się za brzuch i upadł na ziemię. Stękał z bólu. Szybko! Agnes, szybko! Mówiłam sama do siebie, w myślach. Starałam się otworzyć drzwi. Nic z tego, klucz się zaciął. Wyciągnęłam go i spróbowałam jeszcze raz. Jednak tym razem, również się nie udało.
-Cholera! -przeklęłam.
Odwróciłam się żeby sprawdzić co z Alex'em. Zaczął się podnosić. Byłam przerażona. Jedną ręką jeszcze trzymał się za brzuch, a drugą podparł się o stojącą obok kanapę. Nagle poczułam na sobie spojrzenie jego niebieskich oczu. Zaparło mi dech w piersiach. Jego wzrok przepełniony był straszliwym gniewem i nienawiścią. Zaraz zginę, pomyślałam. Rozejrzałam się po pokoju. Myśl, myśl, do cholery myśl! Swój wzrok skupiłam na niewielkim oknie, po drugiej stronie pokoju. Nie myśląc za bardzo nad tym co robię, ruszyłam w jego stronę. Kątem oka zauważyłam, że Alex ruszył za mną. Przyspieszyłam. Nagle potknęłam się o coś i upadłam na ziemię. Poczułam przeszywający ból w kostce. Spojrzałam przez ramię. Szedł spokojnie w moją stronę. Zaczęłam się czołgać.
Kiedy doczołgałam się do ściany, podpierając się na stoliku, stojącym obok, wstałam. Odwróciłam się, nigdzie go nie było. Ponownie zaczęłam się rozglądać. Nagle trzasnął ręką o ścianę, tuż obok mojej głowy. Po drugiej stronie zrobił to samo. Byłam w pułapce. Nie mam pojęcia jak to zrobił.
-Nie dobrze. -stwierdził.- Nie spodziewałem się tego po tobie. Jeżeli nie chcesz żeby coś Ci się stało, to lepiej się nie szarp. -ostrzegł.
-Akurat! -powiedziałam z sarkazmem w głosie.
Widać było, że gniew w nim wzbiera, z każdą sekundą coraz bardziej.
-Dlaczego mi to robisz?! -zapytał z poirytowaniem.
-Co takiego?! -postanowiłam pozostać przy sarkazmie.
Na chwilę odwrócił wzrok, najwidoczniej musiał opanować emocje. Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Tylko jak? Byłam bezradna... Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Przecież mogę wytworzyć tarczę, która go ode mnie odepchnie.
Postanowiłam się skupić. Zebrać myśli i uspokoić się. Nie szło mi to najlepiej. Zamknęłam oczy. Wystarczy taka mała, maluśka, taka która go ode mnie odizoluje. Powoli zaczęłam wytwarzać pole ochronne, ale Alex musiał zrozumieć co próbuję zrobić.
-Nawet się nie waż! -wrzasnął.
Zabrakło mi tchu. Jego ręce znalazły się na moim gardle. Dusił mnie. Popatrzyłam na niego z przerażeniem na twarzy. W jego spojrzeniu, nie było litości. Zapanowała nim furia, nienawiść, złość.
-Masz rację, zabij mnie. Będziesz miał problem z głowy. -z ledwością wypowiedziałam te słowa.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Walczyłam o życie, a raczej nie walczyłam, ja je traciłam. Nie miałam szans. To nie był Alex, nie mam pojęcia co w niego teraz wstąpiło. Jeszcze nigdy nie posunął się tak daleko.
-Miałaś być MOJA! -wrzasnął.- On nie ma do ciebie prawa! Żadnego. -powiedział przez zęby.
-A.. Ale... Alex... -wyszeptałam z ostatkiem sił.
Powoli traciłam przytomność. Śmierć, pomyślałam. Nie było już możliwości na ratunek. Furia, która go ogarnęła, nie ustępowała, mam wrażenie, że wzmagała się z każdą sekundą. Zamknęłam oczy. Mike potrzebuję Cię, powiedziałam sama do siebie w myślach, chociaż wiedziałam że to nic nie da. Mimo to z nadzieją powtarzałam to sobie w myślach, bo w sumie nie miałam już nic do stracenia. Moja śmierć była nieunikniona. Nagle usłyszałam trzask pękającego szkła. Gwałtownie otworzyłam oczy i go zobaczyłam, zobaczyłam Mike'a.
Categories:
Kocham Twoją książkę. Ostatnio czytam inną, "Ja, diablica" i piszesz nawet całkiem podobnie do tej pisarki. Ale po prostu czytałam to bez oderwania się od kompa :)
Genialny rozdział, aż zabrakło mi słów :)
Ciesze się, że się spodobało!:)
Też zaczynam czytać ta książkę :)
Okey, na pewno wejdę !:)
świetnie piszesz ! jestem w szoku :)
Cieszę się, że się podoba!:)