Gdy wyszłam zza zakrętu, on już tam był. Nie mam pojęcia w jaki sposób znalazł się tam tak szybko, ale nie chciałam wiedzieć. Podeszłam do niego, uśmiechnął się do mnie.
-No witam, cieszę się że przyszłaś. -powiedział.
Nie odpowiedziałam, uśmiechnęłam się tylko. Trudno było mi wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo...
-No to co... może się przejdziemy? -zapytał.
Skinęłam głową i ruszyliśmy. Zaraz! Cholera, znowu to robię. Miałam przyjść i powiedzieć mu żeby sobie odpuścił, a zamiast tego jeszcze gdzieś z nim idę. Idiotka! Biłam się z myślami... Z jednej strony bardzo chciałam tu z nim być, z drugiej miałam ochotę uciec... Mimo wszystko pierwsza strona miała nade mną przewagę, ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Ciekawe jak się z tego wyplątam...
-To o czym chciałeś ze mną pogadać? -wyrwało mi się nagle.
Popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Może zaczniemy od celu naszej „wycieczki”. -powiedział, a mnie to zdziwiło i trochę oburzyło.- Gdzie chciałabyś pójść najpierw? -zapytał.
-Obojętne. Ty wybieraj. -chciałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego spuściłam wzrok.
Zrobiło mi się głupio, najwidoczniej jemu także, ponieważ przez następne pięć minut szliśmy w niezręcznej ciszy. No i co narobiłaś idiotko?! Do tego wszystkiego czułam się winna! To było bez sensu! Od razu powinnam była go spławić, oszczędziło by mi to wielu problemów, ale nie! Byłam wściekła na siebie.
-Mogłabyś mi coś o sobie opowiedzieć? -zapytał nagle, nie ukrywam że zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Przepraszam... ale nie mam ochoty rozmawiać o swoim życiu.
-Nie masz za co. -uśmiechnął się.
Muszę przyznać, że uśmiechał się nieziemsko. Był taki słodki... Nie wiem dlaczego, ale całkiem dobrze czułam się w jego towarzystwie, chciałam spędzać z nim ten czas. Była to kompletna skrajność, komplikowałam sobie życie z każdą minutą. Skręciliśmy w lewo. Znaleźliśmy się przy jakimś stawie. Muszę przyznać zrobił na mnie wrażenie.
-Lubię tu przychodzić... Jest tu tak spokojnie, tak cicho. Mogę tu poukładać swoje myśli, ale przede wszystkim oderwać się od rzeczywistości, zatopić się we swoim własnym świecie. -zamilkł.
Każde słowo, które przed chwilą wypowiedział, mówił patrząc się przed siebie, ani razu nie spojrzał na mnie. Widać, że było to dla niego bardzo ważne. Stałam tak i się na nigo gapiłam... Jakby było na co... Parsknęłam. Najwidoczniej tego nie usłyszał, całe szczęście, bo co bym mu powiedziała? Wstał i wyjął z kiszeni trochę chleba. Teraz dopiero odwrócił się do mnie.
-To jak, może masz ochotę nakarmić łabędzie? -zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Pewnie. -również się uśmiechnęłam. Wziął moją rękę i dał mi do niej trochę chleba. Przełożyłam go do drugiej ręki i nakarmiliśmy łabędzie, rzucając im okruszki na staw. Nie byłam sobą, ale to było nawet przyjemne uczucie.
-Mogę zadać Ci pytanie? -wypaliłam nagle.
-Jasne. -odpowiedział z odrobiną ciekawości w głosie.
-Dlaczego akurat ja? -zapytała z powagą.
-Dobre pytanie. -uśmiechnął się.
Usiadł na trawie, zrobiłam to samo. Popatrzył na mnie. Speszyłam się i na chwilę spuściłam wzrok, ale nie trwało to długo, gdy znowu na niego popatrzyłam... Nasze oczy się spotkały. To było naprawdę dziwne uczucie.
-Wiesz... -zaczął.- Jesteś taka tajemnicza, inna niż wszystkie dziewczyny. Mogę mieć każda, a raczej miałem każdą... Wiem, że brzmi to w tym momencie... samolubnie... ale uwierz mi... Ja sam tego nie rozumiem, jesteś inna i to mnie w tobie najbardziej pociąga. W twoim towarzystwie... jest inaczej. Zazwyczaj wiem co powiedzieć i nie mam z tym problemów, a przy tobie... -zamilkł.
Nasze usta tak blisko siebie. Patrzył mi prosto w oczy, myślałam że zaraz się rozpłynę. Myślałam, że zaraz mnie pocałuje, ale tak się nie stało. Spoważniał i odwrócił wzrok.
-Przepraszam... -powiedział.- Nie chcę być natrętny.
Jak on mógł... Jeszcze nigdy nie czułam czegoś podobnego... Byłam wściekła na niego za to, że mnie nie pocałował, chciałam go uderzyć. Całe emocje opadły.
-Nie jesteś. -zrobiło mi się głupio.- Bardziej ja … jestem wredna.
-Nie jesteś. -powiedział z uśmiechem.
-Jestem. -drażniłam się z nim, również się uśmiechając.
Nagle pochylił się trochę, ale wystarczająco... Tak blisko, znowu! Miałam wrażenie, że zaraz dojdzie do pocałunku.
-Jesteś niesamowita. -powiedział uśmiechając się.
Byłam w szoku... Przeszły mnie ciarki. Nie mogłam uwierzyć w to co się teraz wydarzyło, w prawdziwość dzisiejszego dnia. Niemożliwe, naprawdę... On nie był taki jak inni... Był inny.
-Nie uważasz, że powinniśmy już iść do domu? -zapytał wstając.
-Masz rację. -uśmiechnęłam się.
Pomógł mi wstać. I ruszyliśmy. Całą drogę rozmawialiśmy, o byle czym. Czułam się niesamowicie... W końcu doszliśmy do mojego domu, zatrzymaliśmy się na chwilę, zapadła cisza.
-Dziękuję Ci za dzisiejszy dzień... było... Naprawdę przyjemnie. -uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy, ja również dziękuję. Więc.. do zobaczenie, tak? -zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-Zobaczymy. -odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Chciałam się odwrócić i odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie. Wyrwałam się mu. Czułam jak moje policzki zaczynają płonąć. Zdobyłam się na uśmiech i pobiegłam do domu.
_________________________________________________________Biorąc pod uwagę poprzedni komentarz...
Nie jest to opowiadanie o zakochanej dziewczynie i chłopaku, który nią manipuluje...
Jak sama nazwa mówi o Aniołach, akcja nabiera obrotów w 13 rozdziale... Jeżeli wydaje się wam to nudne, przepraszam za takie przeciąganie.
Categories: